Dziennik #138/2025 - wybory i nadzieja

2025-05-18T20:54:15

Źródło: Pixabay

Dobry wieczór.
Tak jak zapowiadałam wstałam przed 6. A może raczej powinnam powiedzieć, że się obudziłam. Nie pisałam o tym, ale od kilku tygodni testuję w telefonie tryb "Nie przeszkadzać". Tzn. mam go włączonego cały czas. Dzięki temu mam wrażenie, że jestem trochę mniej przebodźcowana. Odpisuję wtedy kiedy mam na to ochotę i czas, a nie wtedy kiedy czuję wewnętrzny przymus, bo telefon mi zapikał. No i jak już się obudziłam to ten tryb wyłączyłam, ponieważ tak jak pisałam chciałam być dzisiaj wsparciem dla koleżanki z pracy. I w istocie byłam, ponieważ miała do mnie kilka pytań. W każdym razie miałam lenia. Zasnęłam grubo po 2, więc po niecałych 4 godzinach snu nie czułam się dobrze.
Jadłowstręt był nadal silny, więc nie udało mi się zmusić do śniadania. Rozgrzeszyłam jednak samą siebie, ponieważ od jutra koniec tego dobrego i biorę się w garść. Chciałam zaraz o 7 jechać na głosowanie na prezydenta, ale jakoś zaniemogłam. Pogoda kompletnie nie nastrajała do wyjścia z domu, a moje zmęczenie było tak duże, że tym bardziej nie chciało mi się wychodzić z łóżka. Po prostu sobie leżałam i co chwilę przysypiałam. Nie był to jednak wypoczynkowy sen, ponieważ ze snu wyrywał mnie telefon, więc to wszystko było trochę bez sensu. Trzeba było wstać i normalnie funkcjonować, a przez to dosypianie teraz jest już godzina prawie 23, a mi się w ogóle nie chce spać. Jutro o 4 jak zadzwoni mi budzik to będę płakać, czuję to.
O 12 zebrałam się i pojechałam na wybory. Musiałam pojechać, a nie iść, ponieważ wciąż jestem zameldowana u rodziców, więc na głosowanie muszę jechać w inną część miasta. Zawsze leciałam na głosowanie jak tylko otwierali lokale wyborcze i mocno się obawiałam, że o 12 będą tłumy, ale nie było tak źle. Jak odebrałam kartę to zweryfikowałam jej poprawność, ale musiałam dopytać o ucięty róg. Bardzo mnie on zdziwił, a nie chciałam, żeby mój głos był nieważny. Zagłosowałam, nie powiem na kogo, bo nie lubię politycznych gównoburz i wróciłam do domu.
Finalnie wykaraskałam się z łóżka koło 17. Byłam na siebie turbo zła. Wiedziałam, że to oznacza zarwaną noc. Trochę odgruzowałam kuchnię, zamarynowałam mięso i zaległam przed komputerem. Nie mogłam się na niczym skoncentrować. Niby oglądałam serial, ale co chwilę rozpraszałam się telefonem i wszystko to było takie o. Zadzwoniła przyjaciółka spytać jak się czuję i było mi bardzo miło. Podzieliłam się z nią radosną wieścią, że jest to pierwszy dzień od tygodnia kiedy nie miałam myśli samobójczych. Nastrój nadal jest zły, ale jest to dla mnie bardzo dobry sygnał i dało mi to dużo nadziei jeśli chodzi o nadchodzące dni. Mam nadzieję, że najgorsze jest już za mną.
Wieczorem wzięłam się za dokończenie obiadu i pomimo tego, że kompletnie nie chce mi się spać to jak tylko zrobię też śniadanie na jutro to idę do łóżka. Usnę czy nie to chociaż spróbuję. Wiem na bank, że jurto będę bardzo zmęczona, ale mam mocne postanowienie, żeby niezależnie od tego zmęczenia nie kłaść się spać po pracy tylko po prostu wieczorem położyć się wcześniej spać. Wiem, że będę jutro nieprzytomna, ale wierzę, że jak się jeden dzień przemęczę to potem uda mi się przestawić na rytm pierwszych zmian.
I tyle chyba. Idę kończyć jedzenie i do łóżka.
Do jutra.
64
4
5.94
4 Replies