Dobry wieczór
Niestety odpadam z
@poprzeczka. Nie udało mi się trzeci raz w rzędu wypełnić limitu kroków. Finalnie i tak jestem z tego miesiąca zadowolona. Poprzeczka zbiegła się z moją zapaścią samopoczucia, więc utrzymanie się w niej tak długo uznaję za sukces.
Bardzo długo nie mogłam zasnąć. Kręciłam się po łóżku i byłam bardzo niespokojna. Męczy mnie praca i wyrzuty po ostatnich akcjach. Totalnie nawet na minutę nie daje mi spokoju. Niby sobie powtarzam, że to już się stało i będzie co ma być, ale nie uspokaja mnie to wcale. W każdym razie zasnęłam bardzo późno. Po 9 obudził mnie pieseł. Skoczył na mnie chętny do zabawy. Byłam strasznie nieprzytomna. Tak totalnie, do granic możliwości. Chwilę się z nim poprzytulałam i chciałam jeszcze zasnąć, ale nie udało mi się. Wstałam i co, jak sobota to ważenie.
Nie miałam oczekiwań wobec wagi. Byłam pewna, że masa ciała spadła, ponieważ cały tydzień prawie nic nie jadłam. Dopychałam się czekoladą byleby dostarczać jakiekolwiek kalorie, bo wszystko inne mi się cofało. No i nie pomyliłam się, bo spadło aż 1,25kg. Nie jestem zadowolona z tej sytuacji, ponieważ wiem, że jest ona wynikiem niemalże głodówki, a nie zdrowego trybu życia. Obiecałam sobie, że biorę się w garść.


Napisałam do koleżanki, o której pisałam wczoraj czy się dzisiaj widzimy. Wiedziałam, że nie, ale jej odpowiedź i tak mnie zaskoczyła i zabolała. Okazało się, że cały czas piła i mnie oszukiwała. Czy ja jestem jakaś kurwa głupia? Czy naprawdę każdy może mnie oszukać i wykorzystać? Bardzo mnie to zabolało. Nie chodzi o to, że zapiła. To się zdarza, gdy człowiek jest uzależniony. Chodzi o to, że ponad tydzień ze mną rozmawiała kłamiąc jak z nut, że idzie jej zajebiście, jest trzeźwa i tak dalej. I jak teraz sobie o tym myślę to było pełno znaków, że jest pod wpływem alkoholu, a ja wszystkie zignorowałam. Czemu? Nie wiem. Wiem natomiast, że nie chcę w swoim życiu ludzi, którzy mnie oszukują. Całe życie żyłam w kłamstwie i już nie chcę. Dotknęła mnie ta sytuacja do żywego również dlatego, że to już drugiej osobie dałam się tak urobić. Idiotka ze mnie, nic więcej.
Oglądałam sobie "Na Wspólnej" i trochę odgruzowałam kuchnię. Nadal jest straszny syf, ale chociaż trochę. Małymi krokami. Zrobiłam też porządek w lodówce, bo niestety przez ten tydzień niejedzenia kilka rzeczy się przeterminowało. Nie lubię wyrzucać żywności i postaram się więcej do tego nie doprowadzić. Popołudniu poszłam na drzemkę, bo zmęczenie mnie wgniatało w fotel.
Obudziłam się pod wieczór zalana lękami. Serce waliło jak szalone, strużki potu ciekły mi po twarzy, a ja myślałam, że zaraz umrę. Męczę się okropnie. W pierwszej chwili chciałam się schować pod kołdrą, ale pomyślałam sobie, że może właśnie działanie poprawi sytuacje. Wstałam z łóżka, ubrałam się, nałożyłam słuchawki i poszłam do sklepu. Nie miałam do zrobienia dużych zakupów, ale miałam nadzieję, że jak się przejdę to będzie mi lepiej. Nie było.
Po powrocie do domu rozpakowałam zakupy i zabrałam Pako na spacer. Starałam się całą uwagę skupiać na nim, aby tylko odgonić złe myśli. Pies stanął na wysokości zadania, bo co chwilę próbował coś zeżreć, więc musiałam być naprawdę bardzo czujna. Słuchałam Mac Millera i aż mi łzy poleciały. Nie wiem czy można powiedzieć o kimś kto jest tylko ukochanym artystą, że się tęskni, ale jeśli tak to ja za nim tęsknię. Trzyma mnie jego muzyka przy życiu. W Toruniu ruszyła wystawa upamiętniająca jego życie i bardzo ubolewam, że nie będzie mi dane jej odwiedzić. No w każdym razie smutek i lęki wyjebały w kosmos, ALE nabrałam siły do tego, żeby sobie nic nie zrobić. Po prostu. Siedem lat pustki.
Źródło: fotografia własnaWzięłam leki i siedzę. Cały dzień nic nie jadłam, więc kupiłam kebaba, żeby jakkolwiek dobić kcal. Obiecałam sobie, że od jutra się ogarniam z jedzeniem. Nie wiem czy uda mi się wrócić jutro do biegania, ale jedzenie ogarnę. Małymi krokami. Jest bardzo ciężko, ale się nie poddam. Jeszcze kilka dni i pójdę do pani doktor, potem kilka dni na rozkręcenie się leków i będzie wszystko w porządku. A w czerwcu urlop. Odpocznę, zregeneruję się i życie wróci do normalności.
Gdy zmywałam dzisiaj naczynia naszła mnie taka refleksja, że tak czy siak ja już ten epizod depresji wygrałam. Nie napiłam się. Nie poszłam do kasyna. Nie zrobiłam sobie żadnej krzywdy. Zaopiekowałam się sobą tak jak w danej chwili umiałam najlepiej. Raz lepiej, raz gorzej, ale dałam z siebie maksimum. I jestem z tego dumna.
Do jutra.