Dobry wieczór.
Tak jak przewidywałam nie mogłam spać, bo zadręczałam się wydarzeniami dnia wczorajszego. Innymi rzeczami oczywiście też, ale jednak to było na pierwszym planie. Powiedzieć, że noc była koszmarna to jak nic nie powiedzieć. Klasycznie już jak to w ostatnie dni zasnęłam nad ranem, więc obudziłam się chwilę później kompletnie nieprzytomna. Poranek minął mi szybko bardzo, bo musiałam szybciej niż zwykle wyjść do pracy. Musiałam być w pracy chwilę po 13, a nie o 13:30 jak zwykle.
W pracy tak sobie. Jest jednak jeden pozytywny aspekt, który się dzisiaj wydarzył. Podczas rozmowy z koleżanką powiedziała coś, co mnie tak rozśmieszyło, że dostałam totalnej głupawki. Przez ostatni prawie tydzień czułam się totalnie martwa w środku, a dzisiaj w końcu szczerze się zaśmiałam. To było coś pięknego, naprawdę. Może to znak, że sytuacja będzie się stabilizować? Mam taką nadzieję. Poza tym było dzisiaj bardzo dynamicznie. Poirytowałam się znów na dział techniczny, który ma nas wspierać, ale już nie chce mi się na ten temat strzępić ryja. Poza tym dzięki uprzejmości IT dostałam w swoje dłonie raport, który będzie batem na jeden z działów także jestem bardzo zadowolona. Cały czas się zapierali, że bez konsultacji z nami nie dokładają nam pracy, a wystarczyło pierwsze pół godziny pracy z raportem, żeby złapać pierwszego kłamcę na gorącym uczynku. Zastanawiałam się co zrobić z tą wiedzą i doszłam do wniosku, że z jednorazową sytuacją nikt nic nie zrobi, więc sobie założyłam Excela, w którym będę te sytuacje spisywać i jeśli faktycznie jest tak jak podejrzewam, że będzie to nagminne to zawartość pliku prześlę do kierownictwa i tyle. Chcę mieć na swojej zmianie porządek i panować nad sytuacją, a nie funkcjonować w chaosie wywołanym tym, że ktoś próbuje pominąć moją decyzyjność. Kropka.
Po pracy zabrałam psa na spacer i oddzwoniłam do przyjaciółki. Dzwoniła do mnie jak byłam w pracy, ale nie bardzo mogłam rozmawiać. Była dzisiaj odebrać wyniki badań i żadne raczycho do niej nie wraca. Bardzo mnie to ucieszyło, BARDZO. Jest po dwóch bardzo poważnych rakach i cały czas się o nią boję, że znowu jakieś gówno się przypałęta i nie umiem wyrazić mojej wdzięczności do świata, że ta kontrola nie wykazała żadnych niepokojących zmian. Ostatnie dwa lata to był horror walki o zdrowie i nie chcę, żeby przechodziła przez to samo kolejny raz. Poza tym pogadałyśmy tak po prostu o pierdołach. Nie wiem czy pisałam, ale zostanę kocią ciocią, ponieważ jedna jej kotka z hodowli zaszła w ciążę i w czerwcu będą maluszki. No i o tych maluszkach sobie pogadałyśmy. Uwielbiam jej koty, są najpiękniejsze na świecie, bo ja nigdy wcześniej nie spotkałam się z kotami syjamskimi, więc tym bardziej nie mogę się doczekać kociąt. Cieszę się, że nawet w depresji życie toczy się dalej, bo takie drobne rzeczy dają mi namiastkę normalności i tego, że świat nie musi się kręcić wokół tragedii. Po prostu.
Miałam jutro wydawało mi się fajne plany, bo miałam iść z koleżanką z terapii na kawę, ale wychodzi na to, że na kawę nie idę. Zaczęła temat naszego wspólnego kolegi, który okłamał ją, że jest ponad rok trzeźwy, ja jej powiedziałam, że to jest totalnie nieprawda i on co chwilę pije i chyba się na mnie obraziła, bo się do mnie nie odzywa. Miałam trochę wyrzuty sumienia, że trzeba było zamknąć ryj to przynajmniej by ze mną rozmawiała, ale z drugiej strony czy warto utrzymywać kontakt z kimś, kogo trzeba okłamywać, żeby broń Boże się nie obraził? No chyba nie. Może być też tak, że sobie wkręcam, a ona miała po prostu ciężki dzień czy zadziało się cokolwiek innego co nie pozwoliło jej odpisać i jutro normalnie pójdziemy na kawę. Czas pokaże.
Idę jeszcze chwilę poprzeglądać neta i spać. Chcę się jutro porządnie wyspać, ponieważ w niedzielę mam wolne, ale koleżanka z pracy idzie do pracy, a ona się wysyłkami nie zajmuje i bardzo się stresuje tym, że czegoś nie będzie wiedzieć. Obiecałam jej, że w razie czego będę pod telefonem i ma śmiało pisać, gdyby czegokolwiek potrzebowała. Nie powiem jej tego, ale wstanę koło tej 6, żeby jej po prostu nie zostawić, gdyby cokolwiek się wykrzaczyło. Może nie będzie mnie do niczego potrzebować i po prostu sobie poleżę i obejrzę serial, ale przynajmniej będę miała spokojne sumienie, że nie zostawiłam jej bez potencjalnej pomocy. Gdy ja szłam pierwszą niedzielę do pracy to moja kierowniczka też była pod telefonem i była dla mnie ogromnym wsparciem. Daję tylko to, co sama otrzymałam.
No. Do jutra.