Świat jest taki paskudny ostatnio, że nie robię żadnych zdjęć, i potem muszę posty dekorować sztucznymi obrazkami. No trudno. Przyjdzie wiosna to zaspamuje tutaj kwiatuszkami. Póki co, jest jak jest.
A jest tak, że wczoraj poszli sobie do przedszkola na sankach, bo rano było trochę śniegu, ale po południu już nie było go wcale. Więc powrót na trawie. Ja bym te sanki zostawiła, ale tak się wyjątkowo złożyło, że Mąż wrócił tego dnia na tyle wcześnie, że przyszedł pod przedszkole w samą porę, żeby je przejąć.
Po szybkim obiedzie razem z moim Tatą dokonali ostatecznego naprawiania wiadomo czego. Nie obeszło się bez jeszcze jednej wycieczki do Castoramy i myk, mam luksus w domu: umywalkę z bieżącą wodą. I nawet mogę pranie zrobić bez żadnych dziwnych prowizorycznych instalacji. Z powodu zaległości załadowałam tak wielkie pranie, że nie zdziwię się, że zaraz będzie nowa usterka 😬