Piątek mnie niemożebnie wymęczył. Sama nie wiem czym. Może tym, że najpierw musiałam drzeć do endokrynologa, potem z Dzidzią na szczepienie, a potem po Bombla i na plac zabaw, czyli do 14.15 trzy oddzielne wyjścia z domu i dwa szybkie powroty. Gęsto. Pobyt na placu zabaw też mnie wymęczył, mimo doborowego towarzystwa, było po prostu jakoś tak parno i duszno. Niby ciepło, niby nie padało, a calutki piasek w piaskownicy mokry. Nie chcielibyście widzieć Dzidzi po zabawie w nim. Dodajmy do tego fakt, że kolejny dzień małżonek pracował do późna i efekt był taki, że wieczorem padłam niczym trupek.